Św. Jan Bosko, znany również jako Don Bosco, był XIX-wiecznym włoskim kapłanem, wychowawcą i założycielem zgromadzenia salezjanów. Znany jest nie tylko ze swojego zaangażowania w pracę z młodzieżą, ale także z niezwykłych snów, które towarzyszyły mu przez całe życie. Sam Don Bosco nazywał je „sennymi wizjami”, ponieważ miały charakter głęboko duchowy, proroczy, a często także dydaktyczny. Nie były to zwykłe sny – miały wyraźną strukturę, przekaz moralny i często dotyczyły przyszłości jego wychowanków oraz misji salezjańskiej.
Sny Don Bosko pełniły ważną rolę w jego działalności apostolskiej. Sam mówił, że były mu dane przez Boga lub Matkę Bożą, by lepiej mógł prowadzić dusze młodych ludzi ku dobru i zbawieniu. Najsłynniejsze z nich to sen o dwóch kolumnach (symbol Eucharystii i Maryi), sen o piekle oraz sen o róży i cierniach – każdy z nich zawierał mocny przekaz o walce duchowej, konieczności życia w łasce Bożej i znaczeniu wiary.
Pierwszy sen, jaki Don Bosko zapamiętał, miał w wieku dziewięciu lat. Był to sen, który określił całe jego życie i powołanie.
Sen dziewięcioletniego Jana Bosko (spisany przez św. Jana Bosko)
W tym wieku miałem sen, który zapadł mi w pamięć na całe życie We śnie zdawało mi się, że jestem niedaleko domu, na bardzo rozległym podwórku, gdzie zebrała się rzesza chłopców zajętych zabawą. Jedni się śmiali, inni się bawili, wielu z nich bluźniło i przeklinało. Słysząc te bluźnierstwa, rzuciłem się w stronę chłopaków z pięściami i krzykiem, żeby ich uciszyć. W tej chwili pojawił się dostojny mężczyzna w sile wieku, wspaniale ubrany. Biały płaszcz spowijał go całego, ale jego twarz tak jaśniała, że nie mogłem w nią spoglądać. Zwrócił się do mnie po imieniu i polecił mi stanąć na czele tych chłopców, dodając następujące słowa: „
– Nie biciem, ale łagodnością i miłością masz pozyskać tych swoich przyjaciół. Zacznij więc natychmiast pouczać ich o brzydocie grzechu i o szlachetności cnoty”.
Zmieszany i przerażony odpowiedziałem, że jestem biednym i nieuczonym dzieckiem, które nie umie rozmawiać z tymi chłopcami o religii. W jednej chwili ci młodzieńcy przestali się bić, wrzeszczeć i bluźnić i wszyscy skupili się wokół Tego, który mówił.
Niemal nie wiedząc, co mówię, zapytałem:
– Kim jesteś Panie, że nakazujesz mi rzeczy niemożliwe?
– Właśnie dlatego, że to wydają ci się niemożliwe, musisz uczynić je możliwymi przez posłuszeństwo i nabycie wiedzy.
– Gdzie, jakim sposobem mogę nabyć wiedzę?
– Ja dam ci nauczycielkę, pod której pieczą możesz stać się mądry, a bez której wszelka wiedza zamienia się w głupotę.
– Kim jesteście, że mówicie do mnie w ten sposób?
– Jestem Synem Tej, którą twoja mama uczyła cię pozdrawiać trzy razy dziennie.
– Moja mama mówi mi, żebym bez jej pozwolenia nie przyłączał się do tych, których nie znam. Dlatego proszę powiedzieć mi swoje imię.
– O moje imię zapytaj moją Matkę.
W tej chwili zobaczyłem obok niego kobietę o dostojnym wyglądzie, odzianą w płaszcz, który cały jaśniał, jak gdyby każdy jego skrawek był najjaśniejszą gwiazdą. Widząc, że coraz bardziej jestem zmieszany w moich pytaniach i odpowiedziach, dał mi znak, żebym do Niej podszedł. Wzięła mnie z dobrocią za rękę i powiedziała: „Spójrz”. Spoglądając, zauważyłem, że wszyscy chłopcy rozpierzchli się, a zamiast nich zobaczyłem stado koziołków, psów, kotów, niedźwiedzi i trochę innych zwierząt.
– „Oto twoje pole, oto, gdzie masz pracować. Bądź pokorny, silny, wytrzymały, a to, co w tej chwili dzieje się ze zwierzętami, ty masz uczynić dla moich dzieci”.
Odwróciłem się i spojrzałem znowu, a zamiast dzikich zwierząt pojawiło się tyle samo łagodnych baranków, które biegały podskakując i pobekując, jak gdyby ciesząc się z obecności tego mężczyzny i tej pani.
Wtedy, ciągle we śnie, zacząłem płakać i prosiłem mężczyznę, ażeby mówił tak, żebym zrozumiał, bo nie wiedziałem, o co chodzi, co to ma oznaczać. Wówczas położył mi rękę na głowie i powiedział:
– „W swoim czasie zrozumiesz wszystko”.
Po tych słowach zbudził mnie hałas, sen się rozwiał i wszystko znikło.
Byłem oszołomiony. Wydawało mi się, że bolą mnie ręce od owych razów, którymi okładałem chłopców, że twarz mnie piecze po otrzymanych uderzeniach. Do tego ten człowiek, ta kobieta, to wszystko, co zostało powiedziane i co usłyszałem do tego stopnia zajmowało mi głowę, zaprzątało moje myśli, że owej nocy nie mogłem już zasnąć.
Z samego rana niezwłocznie opowiedziałem ten sen najpierw moim braciom, którzy zaczęli się śmiać, a potem mamie i babci. Każdy interpretował go po swojemu. Brat Józef powiedział: „Zostaniesz stróżem kóz, owiec albo innych zwierząt”. Moja mama: „Kto wie, czy nie masz zostać księdzem”. Antoni rzucił oschle: „Może będziesz przywódcą rozbójników”. Ale babcia, która wcale nie znała teologii i była zupełną analfabetką, wydała ostateczny werdykt, mówiąc:
-„Nie ma co zwracać uwagi na sny”.
Byłem tego samego zdania co babcia, ale mimo wszystko nie mogłem wyrzucić tego snu z myśli. To, co powiem dalej, nada mu pewne znaczenie. Ja nigdy o tych sprawach nie mówiłem, a rodzina, moi krewni nie zwracali na to uwagi. Kiedy jednak w 1858 roku pojechałem do Rzymu, aby rozmawiać z papieżem o zgromadzeniu salezjańskim, drobiazgowo kazał mi opowiedzieć o wszystkim, co miało nawet tylko pozory nadprzyrodzoności.
Wówczas to po raz pierwszy opowiedziałem o śnie, jaki miałem w wieku dziewięciu lat. Papież polecił mi spisać go w dosłownym znaczeniu, ze szczegółami, i pozostawić jako zachętę dla synów zgromadzenia, które stanowiło cel tej wyprawy do Rzymu
(Wspomnienia Oratorium, w: Źródła Salezjańskie, s. 1382-1384).
Ten sen Don Bosko odczytał po latach jako zapowiedź swojej życiowej misji: pracy wśród trudnej młodzieży i przemiany ich serc przez miłość, cierpliwość i wychowanie w duchu chrześcijańskim. Był to początek drogi, która uczyniła go jednym z największych wychowawców Kościoła.